Mijał kolejny dzień spędzony w
Stokesay, podczas którego coraz bardziej uświadamiałem sobie, że Zayn
faktycznie ma jakieś przede mną tajemnice. A powodem tych czarnych myśli były
telefony, których z dnia na dzień otrzymywał coraz więcej. Nie miałem zielonego
pojęcia z kim i o czym mógł tak ciągle konwersować, ale jedno było pewne –
czułem się w pewien sposób jakby… zagrożony. Wystarczył jeden telefon
poprzedniego dnia a dla Malika nagle przestałem istnieć! To dostateczny powód, abym właśnie tak się czuł! Odtrącony, ignorowany… Naprawdę trudno było mi to
znieść i chętnie wygarnąłbym Zayn’owi wszystko co myślę o jego stosunku do
mnie, ale… Właśnie. Zawsze było jakieś ‘ale’. Co tu dużo mówić – chociaż go
kochałem i czułem, że on mnie też, bałem się go. Z sekundy na sekundy potrafił wpaść
w taki szał, że nienormalnym zachowaniem by było po prostu świadome wprowadzanie
go w taki stan. Wiedziałem, że nie zrobiłby mi krzywdy… Zaraz, zaraz, wróć.
Tego nie wiedziałem. Raczej w to wierzyłem.
Mimo wszystko starałem się
zachowywać pozory, że między nami jest jak najbardziej w porządku. Niestety,
coraz częstsze spojrzenia Niall’a, które napotykałem niemal wszędzie, ciągle
przypominały mi o tym co powiedział wczorajszego wieczoru, co rzecz jasna całe
te udawanie po prostu utrudniało. Zacząłem popadać w paranoję. Nienaturalnym
było dla mnie ukrywanie tego, co chciałem wykrzyczeć Zayn’owi w twarz. Zawsze
byłem osobą, która bez względu na wszystko mówiła wprost co myśli. A teraz?
Czułem się po prostu bezradny. Tak bardzo chciałem pokazać Nialler’owi i
Louis’owi, że się mylą, dlatego gdy Zayn kolejny raz wybierał swoją komórkę
zamiast mnie, nawet nie pisnąłem. Zero sprzeciwu. Udawałem, że wszystko gra. Że
to normalne. Ale takie nie było…
- Hej, Li, jesteś tam? Bo mam
wrażenie, że gdzieś kompletnie odleciałeś… - blondyn zwrócił mi uwagę, a gdy
już chciałem zaprotestować, wskazał na moją szklankę z herbatą, którą
posłodziłem już z co najmniej pięć razy.
Westchnąłem ciężko, wylewając
napój do zlewu. Zwykle nie słodziłem herbaty, ale odczuwałem potrzebę wypicia
czegoś ciepłego i słodkiego. No, ale bez przesady – nie aż tak!
- Stary, co jest? – Niall
natychmiastowo porzucił smarowanie kanapek masłem, kiedy dojrzał, że w moich
oczach zaczęły kręcić się łzy.
Nie odezwałem się ani słowem.
Odwróciłem się do niego tyłem i podparłem rękoma na stole, mocno zaciskając
powieki. Kiedy niespełna kilka sekund później dosłyszałem z jaką troską Horan
wymawia moje imię, wiedziałem, że nie da mi spokoju, póki nie dowie się, co
jest grane. Wolałem mieć to już za sobą.
- Z-z… Zayn… - wydukałem, odwracając się do niego przodem.
Niall widząc moje czerwone oczy,
bliskie już płaczu, przeklął pod nosem.
- Wiedziałem. – westchnął. –
Rozmawiałeś z nim o tym? – zapytał a mnie momentalnie zaczęły trząść się
dłonie.
Pokręciłem tylko przecząco głową
a Horan spojrzał na mnie niedowierzając.
- Dlaczego? – zapytał, nie
ukrywając swojego zdziwienia.
Co miałem mu powiedzieć? Przecież
nie mogłem ot tak przyznać się, że bałem się tej rozmowy jak niczego innego.
Jego błękitne oczy nieustannie lustrowały moją
twarz. Był świetnym obserwatorem. Wystarczyło mu jedno spojrzenie i od razu
wiedział co Cię trapiło. Bałem się tego wzroku. Bałem się, że już dostrzegł ten
strach w moich oczach, ale mimo to szukałem jakiegoś ratunku. Nie widziałem
innego wyjścia – odwróciłem głowę w bok by choć na chwilę pozbyć się tego
natrętnego spojrzenia. Na moje nieszczęście na nic się to zdało.
- Już wiem. Ty po prostu się
boisz. - zarzucił mi.
Spojrzałem na niego, udając
zaskoczenie, ale Niall i tak już wiedział. Nie dał się nabrać na taką tanią
sztuczkę, co tylko bardziej mnie zestresowało.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego?
Możesz mi powiedzieć?
Któryś raz z kolei ponownie nie
odpowiedziałem na jego pytanie. Nie widziałem takiej potrzeby. Bo niby po co
miałbym to robić? On i tak pewnie już znał odpowiedź zanim postawił mi to
pytanie.
- Okej, masz prawo nie chcieć ze
mną rozmawiać… - wymamrotał a ja poczułem ulgę. W końcu oznaczało to, że już
więcej nie będzie mnie męczyć. – ale pamiętaj, że gdybyś chciał pogadać to
wiesz gdzie mnie szukać. – dodał, uśmiechając się prawie niewidocznie.
Pospiesznie dokończył robić sobie
kanapki i ruszył do salonu. Zasiadł wygodnie na kanapie, odpalając TV a ja
usiadłem przy stole i wyjrzałem przez okno. Zayn siedział na małej drewnianej
ławeczce, zrobionej przez samego Matt’a, i jak zwykle wgapiał się w telefon.
- Ile ja bym dał, aby w końcu się
dowiedzieć co jest grane, Zayn… - wyszeptałem.
- Przecież to jasne o co w tym
wszystkim biega. – powiedział Loui a ja aż podskoczyłem na krześle. Nie
sądziłem, że ktoś w ogóle jest w pomieszczeniu. Tomlinson stał w progu i
przyglądał mi się z politowaniem. – Podsłuchałem jedną z jego rozmów. Ty i ta
jego ‘mała księżniczka’ macie jednym słowem przerąbane. – rzucił, przysiadając
się do mnie.
- Co masz na myśli?
Louis zaczął się śmiać a ja w
odpowiedzi zmarszczyłem brwi.
- Jeszcze nic nie załapałeś? –
zapytał a ja spuściłem wzrok. – To od razu widać, że ma kogoś na boku. –
powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Wygadujesz głupoty… - wysyczałem.
- Głupoty? Gdyby to faktycznie
były głupoty to ani trochę byś się tym nie przejął, a tak? Siedzisz i użalasz
się nad sobą. Żałosny widok, Liam. Uwierz mi.
Rzuciłem mu groźne spojrzenie,
ale Louis zdawał się je ignorować.
- Mówił, że jak tylko wrócimy do
Londynu, odwiedzi ją, bo tęskni za nią… a nawet ją KOCHA. – specjalnie
podkreślił ostatnie słowo, aby mnie dobić.
Tego było już za wiele.
Gwałtownie wstałem od stołu i wybiegłem z kuchni. Miałem wyjebane nawet na to,
że po drodze potrąciłem Harry’ego, który kompletnie nie ogarniał sytuacji i
przez moment jakby się zwiesił. Nawet nie wiem kiedy, łzy z moich oczu zaczęły
lać się strumieniami. W ogóle nie mogłem nad tym zapanować. Wbiegałem po
schodach na górę, non-stop wycierając łzy o rękawy mojego fioletowego swetra.
Ruszyłem do swojego pokoju, głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Nagle moje
rozgoryczenie przerodziło się w ogromną furię. Zacząłem wyrzucać z szafy
wszystkie ciuchy jakie tam były, nie zwracając uwagi na to do kogo one należały. Kiedy pozbyłem się z szafy wszystkich już rzeczy, rozejrzałem się nerwowo po
pomieszczeniu. Mój wzrok od razu przykuł laptop Malika. Powtarzające się słowa
Louis’a w mojej głowie jakby same zachęcały mnie, abym chwycił komputer w dłonie
i roztrzaskał o kamienny parapet. Kiedy już zmierzałem w jego kierunku, do
środka wpadł Hazz. Momentalnie podbiegł do mnie i chwycił mnie mocno za
przeguby dłoni. Miotałem się jak szalony by wyswobodzić się z tego uścisku, ale
Harry był silniejszy ode mnie. Kiedy doszło do mnie, że nie dam mu rady,
rozpłakałem się ponownie. Hazz puszczając moje ręce przygarnął mnie do siebie i
mocno przytulił, powtarzając ciągle, że wszystko będzie dobrze…
**
Harry:
Siedziałem przy stole i dziubałem widelcem w jedzeniu. Po raz kolejny na obiad było to samo. Ziemniaki, kotlet i surówka... Aa, no tak. Surówka codziennie była inna, ale to i tak nie robiło żadnej znacznej różnicy. Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale tęskniłem za naszym hotelem, gdzie menu było zdecydowanie bardziej urozmaicone niż tutaj. Generalnie to już nie mogłem ścierpieć tej wiochy. Ciągłe wstawanie tak wcześnie, chodzenie na zakupy i te cholerne poobiednie roboty. Czy ja wyglądałem jak rolnik, kucharz lub jakiś parobek? Na dłuższą metę to było okropnie nieznośne. Odnosiłem wrażenie, że przyjazd tutaj bardziej nam zaszkodził niż pomógł. No okej, nie znosiliśmy się wszyscy nawzajem, pogodziliśmy się, wszystko fajnie i świetnie, ale im dłużej ze sobą przebywaliśmy w tym miejscu, tym coraz częściej dochodziło między nami do kłótni. Szczerze to już wolałem ten poprzedni stan, kiedy byłem zwykłym kozłem ofiarnym. Przynajmniej nie byłoby mi przykro, że między nami zaczyna się sypać. Bo jest mi przykro. Jest mi cholernie przykro. Wszystkie moje nadzieje na to, że kiedyś będziemy zgranym zespołem zaczęły po prostu znikać. Bo jak dla mnie to było wręcz niemożliwe. Przeliczyłem się. W zasadzie to chyba wszyscy się przeliczyliśmy. Nie tego się spodziewałem. Ale cóż... O więcej już chyba prosić nie mogłem.
- Nie smakuje Ci? - z zamyślenia wytrąciła mnie Agnes, wgapiając we mnie swoje ogromne ślepia.
- Nie, ja tylko... - podjąłem próbę wykręcenia się od niewygodnego pytania. Słyszałem, że kobiety są strasznie przewrażliwione na punkcie ich umiejętności kulinarnych, więc wolałem odpowiedzieć wymijająco niż skłamać, lub broń Boże, powiedzieć prawdę!
- Nie smakuje Ci. - skwitowała, a ja wzdychając przyznałem jej rację. - Chłopcy, co jest z wami dzisiaj? - zapytała, podnosząc się z krzesła. - Jacyś tacy markotni jesteście...
Spojrzałem na każdego z chłopaków po kolei i faktycznie; wszyscy mieli grobowe miny. Oczywiście pomijając Zayn'a, który co chwila uśmiechał się delikatnie do ekranu swojej komórki.
- Zayn, mógłbyś na chwilę odłożyć tą komórkę? Mam coś wam ważnego do przekazania od Paul'a...
Wszyscy nagle skierowali na nią swoje oczy, w napięciu wyczekując jakie słowa padną z jej ust. Nawet ja odłożyłem swój widelec, skupiając całą swoją uwagę wyłącznie na niej. Zanim jednak zaczęła mówić, odstawiła swój i Matt'a talerz do zlewu. Ponownie zajęła swoje miejsce i spojrzała na nas z uśmiechem na twarzy.
- Dzwonił wczoraj by dowiedzieć się, jak się sprawujecie. Oczywiście powiedziałam, że jest znaczna poprawa, a Paul zadecydował, że już w piątek wrócicie do Londynu. - powiedziała a ja mimowolnie uśmiechnąłem się szeroko.
To oznaczało, że zostały nam tylko 2 dni do końca tej 'szkoły przetrwania'. Już zacząłem wyobrażać sobie dzień, w którym z ulgą w sercu opuszczę to miejsce. Jedyne czego byłoby mi żal, to to, że prawdopodobnie nie zobaczyłbym już więcej Meg. W końcu, prawdę mówiąc, moja rzeczywistość a jej to dwa całkiem inne światy, które nie miały racji ze sobą jakoś w miarę współgrać.
Odsunąłem od siebie talerz, podniosłem się z krzesła i ruszyłem do siebie do pokoju. Ucieszony tą wiadomością, postanowiłem tweetnąć na Twitterze, że nie lada chwila One Direction wróci do życia... Nareszcie...
Zayn:
Rozejrzałem się po swoim pokoju w poszukiwaniu moich zielonych bokserek. Szukałem ich już z kilkanaście minut i nic! Jakby zapadły się pod ziemię! A mógłbym przysiąc, że jeszcze godzinę temu jak gdyby nigdy nic spoczywały na kaloryferze, susząc się. Otworzyłem szafę i zacząłem przewalać wszystkie w niej ciuchy, ale tam też ich nie znalazłem. Wkurzyłem się nieźle, bo miałem taki kaprys, aby ubrać akurat te. Zrezygnowany chwyciłem za ręcznik zawieszony na oparciu krzesła. Z półki na kosmetyki wziąłem żel pod prysznic i ruszyłem w kierunku drzwi, kiedy niespodziewanie otworzył je Liam, wchodząc do środka. Posłał mi coś na wzór uśmiechu, ale takiego... Ech, nieważne. Tak czy siak, wyszedłem z pokoju i skierowałem się do łazienki. Umyłem się dosyć szybko, bo nie miałem ochoty na długi prysznic, tym bardziej że woda była ciepława, czego nie znosiłem. Zdecydowanie wolałem tą gorącą i tą parę, która unosiła się w całej kabinie, powodując uczucie takiej błogości, ale o takim prysznicu jak na razie niestety mogłem tylko pomarzyć. Wytarłem się dokładnie w ręcznik a potem owinąłem go sobie wokół bioder. Z tego wszystkiego zapomniałem w końcu wziąć jakichkolwiek bokserek. Zwolniłem łazienkę i wróciłem do pokoju. Odłożyłem żel na miejsce i ponownie zacząłem grzebać w szafie.
- Jeśli szukasz tych zielonych... - usłyszałem za sobą głos Liam'a i od razu odwróciłem się do niego przodem. - Dawno wyschły i schowałem je do twojej torby...
Taaa, że też wcześniej na to nie wpadłem, żeby ją przeszukać. Wysunąłem spod łóżka zielono-czerwoną torbę i wyciągnąłem z niej moje ukochane bokserki, które pospiesznie na siebie nałożyłem.
- Nie smakuje Ci? - z zamyślenia wytrąciła mnie Agnes, wgapiając we mnie swoje ogromne ślepia.
- Nie, ja tylko... - podjąłem próbę wykręcenia się od niewygodnego pytania. Słyszałem, że kobiety są strasznie przewrażliwione na punkcie ich umiejętności kulinarnych, więc wolałem odpowiedzieć wymijająco niż skłamać, lub broń Boże, powiedzieć prawdę!
- Nie smakuje Ci. - skwitowała, a ja wzdychając przyznałem jej rację. - Chłopcy, co jest z wami dzisiaj? - zapytała, podnosząc się z krzesła. - Jacyś tacy markotni jesteście...
Spojrzałem na każdego z chłopaków po kolei i faktycznie; wszyscy mieli grobowe miny. Oczywiście pomijając Zayn'a, który co chwila uśmiechał się delikatnie do ekranu swojej komórki.
- Zayn, mógłbyś na chwilę odłożyć tą komórkę? Mam coś wam ważnego do przekazania od Paul'a...
Wszyscy nagle skierowali na nią swoje oczy, w napięciu wyczekując jakie słowa padną z jej ust. Nawet ja odłożyłem swój widelec, skupiając całą swoją uwagę wyłącznie na niej. Zanim jednak zaczęła mówić, odstawiła swój i Matt'a talerz do zlewu. Ponownie zajęła swoje miejsce i spojrzała na nas z uśmiechem na twarzy.
- Dzwonił wczoraj by dowiedzieć się, jak się sprawujecie. Oczywiście powiedziałam, że jest znaczna poprawa, a Paul zadecydował, że już w piątek wrócicie do Londynu. - powiedziała a ja mimowolnie uśmiechnąłem się szeroko.
To oznaczało, że zostały nam tylko 2 dni do końca tej 'szkoły przetrwania'. Już zacząłem wyobrażać sobie dzień, w którym z ulgą w sercu opuszczę to miejsce. Jedyne czego byłoby mi żal, to to, że prawdopodobnie nie zobaczyłbym już więcej Meg. W końcu, prawdę mówiąc, moja rzeczywistość a jej to dwa całkiem inne światy, które nie miały racji ze sobą jakoś w miarę współgrać.
Odsunąłem od siebie talerz, podniosłem się z krzesła i ruszyłem do siebie do pokoju. Ucieszony tą wiadomością, postanowiłem tweetnąć na Twitterze, że nie lada chwila One Direction wróci do życia... Nareszcie...
**
Rozejrzałem się po swoim pokoju w poszukiwaniu moich zielonych bokserek. Szukałem ich już z kilkanaście minut i nic! Jakby zapadły się pod ziemię! A mógłbym przysiąc, że jeszcze godzinę temu jak gdyby nigdy nic spoczywały na kaloryferze, susząc się. Otworzyłem szafę i zacząłem przewalać wszystkie w niej ciuchy, ale tam też ich nie znalazłem. Wkurzyłem się nieźle, bo miałem taki kaprys, aby ubrać akurat te. Zrezygnowany chwyciłem za ręcznik zawieszony na oparciu krzesła. Z półki na kosmetyki wziąłem żel pod prysznic i ruszyłem w kierunku drzwi, kiedy niespodziewanie otworzył je Liam, wchodząc do środka. Posłał mi coś na wzór uśmiechu, ale takiego... Ech, nieważne. Tak czy siak, wyszedłem z pokoju i skierowałem się do łazienki. Umyłem się dosyć szybko, bo nie miałem ochoty na długi prysznic, tym bardziej że woda była ciepława, czego nie znosiłem. Zdecydowanie wolałem tą gorącą i tą parę, która unosiła się w całej kabinie, powodując uczucie takiej błogości, ale o takim prysznicu jak na razie niestety mogłem tylko pomarzyć. Wytarłem się dokładnie w ręcznik a potem owinąłem go sobie wokół bioder. Z tego wszystkiego zapomniałem w końcu wziąć jakichkolwiek bokserek. Zwolniłem łazienkę i wróciłem do pokoju. Odłożyłem żel na miejsce i ponownie zacząłem grzebać w szafie.
- Jeśli szukasz tych zielonych... - usłyszałem za sobą głos Liam'a i od razu odwróciłem się do niego przodem. - Dawno wyschły i schowałem je do twojej torby...
Taaa, że też wcześniej na to nie wpadłem, żeby ją przeszukać. Wysunąłem spod łóżka zielono-czerwoną torbę i wyciągnąłem z niej moje ukochane bokserki, które pospiesznie na siebie nałożyłem.
- Dzwonił twój telefon. - poinformował mnie a ja sekundę później trzymałem go już w dłoni. - Kto to jest ta... Mała? - zapytał a mi momentalnie podskoczyło ciśnienie.
- Grzebałeś mi w telefonie?! - zdenerwowałem się, podnosząc na niego głos.
- Skądże, po prostu spojrzałem na wyświetlacz. 3 nieodebrane połączenia od 'Mała'. Radziłbym Ci oddzwonić, bo ta twoja księżniczka uschnie zaraz z tęsknoty. - rzucił zgryźliwie.
- O co Ci do chuja chodzi?!
- O co mi chodzi? Jeden telefon a Ty stałeś się nagle bezmózgą istotą, która nawet nie ma pojęcia co się dzieje wokoło. Powiedz mi raczej o co Tobie chodzi, Zayn! - krzyknął podnosząc się z łóżka.
Spojrzałem na niego totalnie zdziwiony. Zwiesiłem się na moment, czekając aż jakieś słowa adekwatne do sytuacji znajdą się w mojej głowie, aby napaść nimi na Liam'a. Niestety, jedyne co w niej odszukałem to głośne "Co go właściwie obchodziły moje prywatne sprawy?!". To zdecydowanie nie wystarczało.
- No nie wierzę. Masz jeszcze czelność udawać, że nie wiesz o czym mówię?! - wrzasnął po dość długim oczekiwaniu na jakąkolwiek odpowiedź z mojej strony. - Louis powiedział mi wszystko! Rozumiesz!? Wszystko! Jeśli masz kogoś na boku to powiedz mi to teraz, prosto w oczy a nie, chowasz się po kątach z komórką sądząc, że nikt o niczym się nie dowie!
Słysząc to wszystko, zrobiłem wielkie oczy. Nie mogłem ogarnąć tego, że Liam był zazdrosny i to o... O moją małą księżniczkę? To robiło się coraz dziwniejsze. Momentalnie parsknąłem głośnym śmiechem. Liam patrzył na mnie kompletnie zdezorientowany, najwyraźniej doczekując się jakichkolwiek wyjaśnień mojej reakcji.
- Oj Liam, Liam... Mówiłem Ci już kiedyś, że Cię kocham, mój głuptasku? - powiedziałem czule i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, przybliżyłem się do niego i przywarłem swoimi wargami do jego.
Payne nawet nie zaprotestował. Oddał zachłannie mój pocałunek a ja poczułem coś w rodzaju spełnienia. Byłem pewien, że on poczuł dokładnie to samo, ponieważ nawet na chwilę nie przestawał mnie całować a jego dłonie błądziły po mojej klatce i plecach jak oszalałe. Nie śmiałem tego nawet przerywać. Dla takiej chwili nawet i te głupie wyjaśnienia mogły stanowczo poczekać...
Hahaha, zabijcie mnie, że przerywam w takim momencie :D!
Może ktoś już się domyśla o co w tym wszystkim biega, a może i nie, ale wyjaśnienia nadejdą z nowym odcinkiem więc bądźcie cierpliwi :).
Pozdrawiam was cieplutko i do następnego razu ;*
PS: Większość odcinka pisałam przy "I Would".
Wiesz co... Jak w ogóle śmiesz. Przerywać w takim momencie, gdzie do cholery, w końcu miało się wyjaśnić.? Przez Ciebie moja wyobraźnia zaczęła działać w różnych kierunkach, próbując racjonalnie wymyślić dobre wytłumaczenie. I cóż... najrozsądniejszym pomysłem, który zagościł w mojej głowie było to, że "mała księżniczka" jest po prostu jego siostrą. Ale to jedynie moje tłumaczenie, więc... zaskocz mnie ;).
OdpowiedzUsuńW każdym bądź razie rozdział świetny. Jest tak realnie opisany, że... cóż, czuję się, jakbym była w środku akcji. Ale niestety, smutek mnie ogarnia, gdy czytam o Harrym i... jego dziewczynie. Jestem zbyt wielką zazdrośnicą, by to tolerować, zwłaszcza, gdy myśli o niej niemalże nieustannie przewijają się w jego głowie. Nie przeczę, z pewnością jej świetną dziewczyną... Ale jeśli Harry nie jest z rudowłosą Louise, trudno mi się cieszyć z jego szczęścia. Wiem, obsesja, ale... trudno ;).
W każdym bądź razie chciałam Ci powiedzieć, że z żywym zainteresowaniem pochłonęłam rozdział i... czekam na kolejny. Szybko więc coś dodaj, nie karz mi długo czekać ;). Bo poza zazdrością bywam bardzo niecierpliwa, a... nie na darmo mówią o mnie Czarownica ;). Miej to na uwadze ;)
Buziaki :*
PS: Zapraszam na nowy rozdział na Piekarni
http://boy-from-bakery.blogspot.com/
jak i tu:
http://what-hurts-the-most-by-louise.blogspot.com/
Szybko dodawaj nowy!!! Rozdział jak zawsze SUUUPER!!! Dużo weny życzę!!! :D
OdpowiedzUsuńKurcze! Więcej nie ma? Normalnie mam ochotę się rozpłakać ;) Dopiero trafiłam na twojego bloga i muszę za to gorąco podziękować "Lou ise", bo gdyby nie ona pewnie szybko bym tutaj nie trafiła... No i ominęło by mnie twoje genialne opowiadanie. Przepraszam, że nie zostawiałam komentarz pod każdym rozdziałem, ale po prostu nie mogłam się oderwać od czytania. Twój pomysł na opowiadanie jest po prostu rewelacyjny i w dodatku piszesz świetnie, więc czytanie tego jest czystą przyjemnością (a uwierz mi, że lubię się przyczepiać do błędów). Widzę, że zrobiłaś sobie "małą" przerwę w pisaniu... Mam nadzieje, że odzyskałaś wenę, bo umrę jeśli nie poznam tej historii do końca... A powiem ci, że wiele razy zastanawiałam się nad tym, a co jeśli chłopcy wcale nie są takimi dobrymi przyjaciółmi jak pokazują ich media... Mieszkałam trochę w internacie i wiem, że strasznie ciężko jest "przypadkiem" dobrać pięć osób i umieścić je w jednym pokoju, a one od razu się ze sobą idealnie zgrają... Tak więc twoje opowiadanie jest w sumie jednym z możliwych scenariuszy, które rozważałam... A teraz mogę to przeczytać :) No i jak widzisz rozpływam się w zachwycie ;) Naprawdę miłą niespodziankę zgotowałyście mi razem z Lou ise :D
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o tą bardziej nudną stronę bloga (ach te techniczne sprawy), to sam wystrój bardzo mi się podoba. Jest prosty i nie przeszkadza w czytaniu. Nie "bije" po oczach... Czcionka też fajna, być może trochę mała (albo już jestem przemęczona), ale da się wytrzymać ;) Główne zdjęcie strasznie mi się podoba i widzę na nim paczkę przyjaciół, którzy nie grają żadnych ról... Mam nadzieję, że opowiadanie do tego dąży...
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział (a jestem strasznie niecierpliwą osobą). Jeśli można prosić o informowanie, to byłabym zobowiązana - mój twitter: @KateStylees lub na moim blogu. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.
@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/
Dziękuję bardzo :). Nie wiem nawet co powiedzieć... Starałam się. To na pewno ;D. Cieszę się, że doceniłaś moją pracę :). I oczywiście będę Cię informować o nowych odcinkach :).
UsuńKurczę, miło mieć świadomość, że mogłam maczać w tym palce... :). Heheheheheh ;)
UsuńChcesz poznać pewną historie dotychczas wesołej i szczęśliwej nastolatki jednak której z czasem życie zaczęło się walić? Kiedyś łatwe, zabawne dziś już nie wiadomo jakie!. Chcesz poznać więcej losów i przygód które przygotowało jej życie? Chcesz wiedzieć czy sobie poradzi! Wszystkiego się dowiesz czytając " Life has its drawbacks"
OdpowiedzUsuńZapraszam do czytania oraz komentowania.
Przepraszam za spam !