Siema, siema, siema! :D.
Miałam dodać jutro, ale coś mnie napadło i jest dzisiaj.
Jeśli są jakieś błędy to z góry przepraszam.
Poprawie je jutro :).
Miłego czytania <3.
Harry:
Nie wierzę. Nie wierzę, że to już dziś. Jeszcze tylko moment a opuszczę tą okropną wiochę. Czy się cieszyłem? Cholera! I to jak! Może trudno w to uwierzyć, ale ja naprawdę ani trochę nie żałowałem, że wyjeżdżam. Prawdę mówiąc, to nawet Meg nie było mi żal. Dziewczyna jak miliardy innych chodzących po ziemi. Nic specjalnego. Nawet ładna nie była czy coś... Widywałem ładniejsze blondynki. I o wiele mądrzejsze. Ekhm... Okej. Harry, dobrze wiesz, że pleciesz bzdury. Ta laska kręci Cię jak żadna inna, ale cóż... Musisz o niej zapomnieć, bo to nie ma sensu. Tak, właśnie. To nie ma najmniejszego sensu. Przestań po prostu o niej myśleć i tyle - to naprawdę wykonalne.
- Gotowy? - spytał Niall, otwierając drzwi od mojego pokoju.
Skinąłem głową. Spakowany byłem już od jakiejś godziny i jak można łatwo się zorientować, przez całą tą godzinę siedziałem bezczynnie na łóżku, rozmyślając.
- Świetnie. Za chwilę ktoś po nas podjedzie. - uśmiechnął się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Westchnąłem. Podniosłem się z łóżka i zarzuciłem na ramię swoją torbę. Odniosłem przez chwilę wrażenie, że była zdecydowanie cięższa niż wcześniej. Wzruszyłem ramionami. Nie ma to jak komunikować się samemu ze sobą. Nie ważne czy słownie czy gestami. Ruszyłem pospiesznie schodami na dół. W salonie już wszyscy siedzieli na sofie i czekali na transport. Rzuciłem torbę koło drzwi i usiadłem na fotelu. Móją uwagę przykuł Liam i Zayn, którzy patrzyli sobie głęboko w oczy i szeptali do siebie czułe sówka. Przewróciłem oczami i zaśmiałem się pod nosem. Zachowywali się jak papużki nierozłączki. Kto by pomyślał, że z czystej nienawiści może zrodzić się tak silna miłość? Sam bym w to nie uwierzył, gdyby nie fakt, że dowody tego miałem przed sobą.
- Dziękuję, pani Griffith. - powiedział uprzejmie Niall, chwytając w dłonie pudełko śniadaniowe, które podawała mu Agnes.
Rzuciłem okiem co takiego dobrego mu przygotowała. Dostrzegając w pudełeczku gofry z dżemem, prawdopodobnie porzeczkowym, nieco się zdziwiłem. Wspominając wszystkie potrawy jakie przygotowywała podczas naszego pobytu, spodziewałbym się raczej jakiś kanapek z wędliną i od biedy jakieś małe ciasteczka. Cóż, musiałem przyznać, że postarała się.
- Harry? - z zamyślenia wyrwał mnie głos kobiety, która niemal przed moimi oczami wymachiwała różowym pudełeczkiem. Hmmm, czy to akurat przypadek, że był w moim ulubionym kolorze? Ocknąłem się z kolejnych bezsensownych przemyśleń i ująłem w dłonie śniadaniówkę. Podziękowałem skinieniem głowy i wdzięcznym uśmiechem.
Rozejrzałem się dookoła. Każdy z chłopców otrzymał swoje śniadanie w różnego koloru śniadaniówkach. Zayn'a była koloru niebieskiego, Louis'ego czerwonego, Niall'a zielonego i Liam'a oczywiście fioletowego. A więc to nie mógł być przypadek. Tylko skąd wiedziała...? Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy usłyszałem donośne pipkanie klaksonu samochodowego. Odruchowo wyjrzałem za okno. Niedaleko bramy stał nasz ukochany Van. Ociągając się lekko, podniosłem się z fotela i ruszyłem w kierunku drzwi. Chłopcy uczynili dokładnie to samo, tylko jakoś bardziej żywo. Kiedy tylko wyszedłem na zewnątrz, poczułem chłód przeszywający mnie na wskroś. Zasunąłem bluzę pod samą szyję i opuściłem rękawy, które wcześniej podwinąłem. Nie znosiłem wiosennych poranków. Z niecierpliwością czekałem na lato, kiedy mogłem śmiało pozbywać się zbędnej odzieży, by zastąpić ją czymś bardziej skąpym. Oo, tak. Uwielbiałem takie klimaty.
- No, chłopaki, będę za wami tęsknić, choć przyznam, że nie raz daliście mi i Matt'owi w kość swoim jakże rozkapryszonym zachowaniem. Mam nadzieję, że wyciągnęliście jakieś wnioski z odbytej lekcji. - uśmiechnęła się ciepło. Wszyscy razem odwzajemniliśmy jej uśmiech. - Jeśli kiedykolwiek chcielibyście odwiedzić Stokesay, zapraszam. - dodała z rozbawieniem. Chyba doskonale zdawała sobie sprawę, że prędko nie zatęsknimy do tej wiochy. Podeszła do każdego z nas po kolei i obdarzyła nas baaardzo mocnymi uściskami. Matt zaś podał każdemu dłoń, uśmiechając się lekko.
Hmm, muszę przyznać, że nawet polubiłem tych staruszków. Pomimo tego, że zmuszali nas do tych wszystkich prac, wiedziałem, że chcieli dla nas po prostu jak najlepiej. Zatroszczyli się o nas, o to by w zasadzie niczego nam nie brakowało. Byłem im wdzięczny oraz pełen podziwu, że dali radę z nami wytrzymać tak długi czas.
Odwróciłem głowę w stronę busa i uśmiechnąłem się szeroko, kiedy George pomachał do nas. Oo, właśnie. Wreszcie przypomniałem sobie jak ma na imię. Chyba pobyt tutaj wpłyną w pewien sposób na klarowność mojego umysłu, który wcześniej zaprzątałem sobie masą zbędnych rzeczy. Teraz tak jakby czułem się od tych wszystkich spraw, którymi zawracałem sobie głowę... wolny? Tak, to chyba było to uczucie. Chwyciłem swoją torbę i skierowałem się do Vana. George wysiadł z auta i otworzył nam bagażnik, byśmy mogli wrzucić tam wszystkie nasze bagaże, które w środku by tylko nam przeszkadzały. Otworzyłem drzwi i już miałem wsiąść do środka, kiedy usłyszałem swoje imię. Odwróciłem głowę do tyłu, mniemając, że to właśnie stamtąd dochodził krzyk. Moim oczom ukazała się Meg. Stała parę metrów od Vana i patrzyła na mnie smutno. Ręce miała schowane za siebie. Kopnęła jakiś niewielki kamyk, który leżał obok jej stopy, spuszczając wzrok. Gdzie podziała się ta odważna dziewczyna?
- No idź do niej. - usłyszałem podniecone głosy chłopaków. Wziąłem głęboki wdech i zatrzasnąłem drzwi, tak by chłopaki nie mogli podsłuchać naszej rozmowy.
Podszedłem do niej wolnym krokiem. Słysząc moje kroki, podniosła ostrożnie swój wzrok na mnie. Uśmiechnęła się kącikiem ust. Jednak wyczułem, że to nie był zwykły uśmiech. Krył się za nim smutek i chyba żal. Westchnąłem i spojrzałem gdzieś w bok.
- Chciałeś odjechać bez pożegnania? - spytała niespodziewanie, czym zmusiła mnie, abym w końcu na nią spojrzał.
- Nie, jaa... - zdecydowałem się coś powiedzieć. Zauważając jakie marne słowa wypłynęły z moich ust, potrząsnąłem głową z dezaprobatą. - Właściwie to tak. - przyznałem po chwili.
- Dlaczego? - nie ukrywała swojego zdziwienia.
- Meg... Polubiłem Cię bardzo. Naprawdę. - dodałem, gdy ujrzałem w jej wyrazie twarzy nutkę niepewności. - Nie mamy szans. To nie przejdzie.
- Harry, jakie Ty głupoty gadasz. - rzuciła, tupiąc nogą o ziemię. - Ty po prostu się boisz! Boisz się reakcji swoich oddanych fanek. Tego jak zareagują, że masz dziewczynę, która w dodatku nie jest ani trochę sławna. Boisz się, że stracisz w ich oczach? Bo ja już naprawdę nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi. - pokręciła głową ze zdenerwowania.
Patrzyłem na nią w osłupieniu. Teraz już wiem gdzie podziała się ta odważna laska...
- Tchórz z Ciebie, Harry. - wycedziła odchodząc.
Ehmm... Że co? Harry Edward Styles tchórzem? O nie, nie. Nikt nie będzie tak o mnie mówił. A może to była jakaś prowokacja? Potrząsnąłem głową, oddalając od siebie tą myśl. Pobiegłem za nią, nawołując jej imię. Ha, musiałem jej pokazać, że się myli. Kiedy byłem już obok niej, nawet się nie zatrzymała. Szła dalej ani trochę niewzruszona moim zachowaniem. Chwyciłem ją za rękę, uniemożliwiając jej jakiekolwiek kroki. Spojrzała na mnie łaskawym wzrokiem i przystanęła. Wyswobodziła się z mojego uścisku i skrzyżowała swoje ręce na klatce piersiowej. Patrzyła teraz na mnie z wyższością, czekając na to, co mam jej do powiedzenia.
- Nie boję się niczego Meg, więc nie nazywaj mnie w ten sposób! - rzuciłem poddenerwowany. Możliwe, że trochę przesadziłem. Po pierwsze: zbyt ostry ton głosu. Po drugie: bałem się mnóstwa rzeczy, więc moje stwierdzenie było bez sensu.
- Dobre sobie. - prychnęła obrażona.
- Nie wierzysz mi? To Ci to udowodnię. - powiedziałem już nieco spokojniej.
Spojrzała na mnie ciekawskim wzrokiem. Wiedziałem, że zastanawiała się co miałem na myśli, dlatego chwilę pomilczałem, aby potrzymać ją trochę w niepewności. Dopiero teraz zauważyłem jak prześlicznie wyglądała, gdy się tak denerwowała. Uśmiechnąłem się na tą myśl a Meg uniosła lewą brew ku górze. Przybliżyłem się do niej a jej oczy zaczęły błądzić po mojej twarzy.
- Meg. Chcesz być moją dziewczyną? - zapytałem z niewinnym uśmieszkiem.
Dziewczyna chyba doznała szoku, bo patrzyła na mnie dłuższą chwilę z szeroko otwartymi oczami, nie odzywając się ani słowem. W końcu skinęła delikatnie głową po czym rzuciła mi się na szyję.
- Taak, tak, Harry, tak! - krzyczała, kiedy odzyskała mowę.
Zaczęła obsypywać mnie mnóstwem buziaków na co zareagowałem głośnym śmiechem. Kiedy odrobinę się uspokoiła, spojrzała mi głęboko w oczy i pocałowała stanowczo w usta. Nie mogłem w to uwierzyć. Ja, Harry Styles zostałem usidlony. Co najlepsze - byłem z tego faktu jak najbardziej zadowolony. Muszę stwierdzić, że to zdecydowanie był najdziwniejszy dzień mojego życia.
- Gotowy? - spytał Niall, otwierając drzwi od mojego pokoju.
Skinąłem głową. Spakowany byłem już od jakiejś godziny i jak można łatwo się zorientować, przez całą tą godzinę siedziałem bezczynnie na łóżku, rozmyślając.
- Świetnie. Za chwilę ktoś po nas podjedzie. - uśmiechnął się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Westchnąłem. Podniosłem się z łóżka i zarzuciłem na ramię swoją torbę. Odniosłem przez chwilę wrażenie, że była zdecydowanie cięższa niż wcześniej. Wzruszyłem ramionami. Nie ma to jak komunikować się samemu ze sobą. Nie ważne czy słownie czy gestami. Ruszyłem pospiesznie schodami na dół. W salonie już wszyscy siedzieli na sofie i czekali na transport. Rzuciłem torbę koło drzwi i usiadłem na fotelu. Móją uwagę przykuł Liam i Zayn, którzy patrzyli sobie głęboko w oczy i szeptali do siebie czułe sówka. Przewróciłem oczami i zaśmiałem się pod nosem. Zachowywali się jak papużki nierozłączki. Kto by pomyślał, że z czystej nienawiści może zrodzić się tak silna miłość? Sam bym w to nie uwierzył, gdyby nie fakt, że dowody tego miałem przed sobą.
- Dziękuję, pani Griffith. - powiedział uprzejmie Niall, chwytając w dłonie pudełko śniadaniowe, które podawała mu Agnes.
Rzuciłem okiem co takiego dobrego mu przygotowała. Dostrzegając w pudełeczku gofry z dżemem, prawdopodobnie porzeczkowym, nieco się zdziwiłem. Wspominając wszystkie potrawy jakie przygotowywała podczas naszego pobytu, spodziewałbym się raczej jakiś kanapek z wędliną i od biedy jakieś małe ciasteczka. Cóż, musiałem przyznać, że postarała się.
- Harry? - z zamyślenia wyrwał mnie głos kobiety, która niemal przed moimi oczami wymachiwała różowym pudełeczkiem. Hmmm, czy to akurat przypadek, że był w moim ulubionym kolorze? Ocknąłem się z kolejnych bezsensownych przemyśleń i ująłem w dłonie śniadaniówkę. Podziękowałem skinieniem głowy i wdzięcznym uśmiechem.
Rozejrzałem się dookoła. Każdy z chłopców otrzymał swoje śniadanie w różnego koloru śniadaniówkach. Zayn'a była koloru niebieskiego, Louis'ego czerwonego, Niall'a zielonego i Liam'a oczywiście fioletowego. A więc to nie mógł być przypadek. Tylko skąd wiedziała...? Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy usłyszałem donośne pipkanie klaksonu samochodowego. Odruchowo wyjrzałem za okno. Niedaleko bramy stał nasz ukochany Van. Ociągając się lekko, podniosłem się z fotela i ruszyłem w kierunku drzwi. Chłopcy uczynili dokładnie to samo, tylko jakoś bardziej żywo. Kiedy tylko wyszedłem na zewnątrz, poczułem chłód przeszywający mnie na wskroś. Zasunąłem bluzę pod samą szyję i opuściłem rękawy, które wcześniej podwinąłem. Nie znosiłem wiosennych poranków. Z niecierpliwością czekałem na lato, kiedy mogłem śmiało pozbywać się zbędnej odzieży, by zastąpić ją czymś bardziej skąpym. Oo, tak. Uwielbiałem takie klimaty.
- No, chłopaki, będę za wami tęsknić, choć przyznam, że nie raz daliście mi i Matt'owi w kość swoim jakże rozkapryszonym zachowaniem. Mam nadzieję, że wyciągnęliście jakieś wnioski z odbytej lekcji. - uśmiechnęła się ciepło. Wszyscy razem odwzajemniliśmy jej uśmiech. - Jeśli kiedykolwiek chcielibyście odwiedzić Stokesay, zapraszam. - dodała z rozbawieniem. Chyba doskonale zdawała sobie sprawę, że prędko nie zatęsknimy do tej wiochy. Podeszła do każdego z nas po kolei i obdarzyła nas baaardzo mocnymi uściskami. Matt zaś podał każdemu dłoń, uśmiechając się lekko.
Hmm, muszę przyznać, że nawet polubiłem tych staruszków. Pomimo tego, że zmuszali nas do tych wszystkich prac, wiedziałem, że chcieli dla nas po prostu jak najlepiej. Zatroszczyli się o nas, o to by w zasadzie niczego nam nie brakowało. Byłem im wdzięczny oraz pełen podziwu, że dali radę z nami wytrzymać tak długi czas.
Odwróciłem głowę w stronę busa i uśmiechnąłem się szeroko, kiedy George pomachał do nas. Oo, właśnie. Wreszcie przypomniałem sobie jak ma na imię. Chyba pobyt tutaj wpłyną w pewien sposób na klarowność mojego umysłu, który wcześniej zaprzątałem sobie masą zbędnych rzeczy. Teraz tak jakby czułem się od tych wszystkich spraw, którymi zawracałem sobie głowę... wolny? Tak, to chyba było to uczucie. Chwyciłem swoją torbę i skierowałem się do Vana. George wysiadł z auta i otworzył nam bagażnik, byśmy mogli wrzucić tam wszystkie nasze bagaże, które w środku by tylko nam przeszkadzały. Otworzyłem drzwi i już miałem wsiąść do środka, kiedy usłyszałem swoje imię. Odwróciłem głowę do tyłu, mniemając, że to właśnie stamtąd dochodził krzyk. Moim oczom ukazała się Meg. Stała parę metrów od Vana i patrzyła na mnie smutno. Ręce miała schowane za siebie. Kopnęła jakiś niewielki kamyk, który leżał obok jej stopy, spuszczając wzrok. Gdzie podziała się ta odważna dziewczyna?
- No idź do niej. - usłyszałem podniecone głosy chłopaków. Wziąłem głęboki wdech i zatrzasnąłem drzwi, tak by chłopaki nie mogli podsłuchać naszej rozmowy.
Podszedłem do niej wolnym krokiem. Słysząc moje kroki, podniosła ostrożnie swój wzrok na mnie. Uśmiechnęła się kącikiem ust. Jednak wyczułem, że to nie był zwykły uśmiech. Krył się za nim smutek i chyba żal. Westchnąłem i spojrzałem gdzieś w bok.
- Chciałeś odjechać bez pożegnania? - spytała niespodziewanie, czym zmusiła mnie, abym w końcu na nią spojrzał.
- Nie, jaa... - zdecydowałem się coś powiedzieć. Zauważając jakie marne słowa wypłynęły z moich ust, potrząsnąłem głową z dezaprobatą. - Właściwie to tak. - przyznałem po chwili.
- Dlaczego? - nie ukrywała swojego zdziwienia.
- Meg... Polubiłem Cię bardzo. Naprawdę. - dodałem, gdy ujrzałem w jej wyrazie twarzy nutkę niepewności. - Nie mamy szans. To nie przejdzie.
- Harry, jakie Ty głupoty gadasz. - rzuciła, tupiąc nogą o ziemię. - Ty po prostu się boisz! Boisz się reakcji swoich oddanych fanek. Tego jak zareagują, że masz dziewczynę, która w dodatku nie jest ani trochę sławna. Boisz się, że stracisz w ich oczach? Bo ja już naprawdę nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi. - pokręciła głową ze zdenerwowania.
Patrzyłem na nią w osłupieniu. Teraz już wiem gdzie podziała się ta odważna laska...
- Tchórz z Ciebie, Harry. - wycedziła odchodząc.
Ehmm... Że co? Harry Edward Styles tchórzem? O nie, nie. Nikt nie będzie tak o mnie mówił. A może to była jakaś prowokacja? Potrząsnąłem głową, oddalając od siebie tą myśl. Pobiegłem za nią, nawołując jej imię. Ha, musiałem jej pokazać, że się myli. Kiedy byłem już obok niej, nawet się nie zatrzymała. Szła dalej ani trochę niewzruszona moim zachowaniem. Chwyciłem ją za rękę, uniemożliwiając jej jakiekolwiek kroki. Spojrzała na mnie łaskawym wzrokiem i przystanęła. Wyswobodziła się z mojego uścisku i skrzyżowała swoje ręce na klatce piersiowej. Patrzyła teraz na mnie z wyższością, czekając na to, co mam jej do powiedzenia.
- Nie boję się niczego Meg, więc nie nazywaj mnie w ten sposób! - rzuciłem poddenerwowany. Możliwe, że trochę przesadziłem. Po pierwsze: zbyt ostry ton głosu. Po drugie: bałem się mnóstwa rzeczy, więc moje stwierdzenie było bez sensu.
- Dobre sobie. - prychnęła obrażona.
- Nie wierzysz mi? To Ci to udowodnię. - powiedziałem już nieco spokojniej.
Spojrzała na mnie ciekawskim wzrokiem. Wiedziałem, że zastanawiała się co miałem na myśli, dlatego chwilę pomilczałem, aby potrzymać ją trochę w niepewności. Dopiero teraz zauważyłem jak prześlicznie wyglądała, gdy się tak denerwowała. Uśmiechnąłem się na tą myśl a Meg uniosła lewą brew ku górze. Przybliżyłem się do niej a jej oczy zaczęły błądzić po mojej twarzy.
- Meg. Chcesz być moją dziewczyną? - zapytałem z niewinnym uśmieszkiem.
Dziewczyna chyba doznała szoku, bo patrzyła na mnie dłuższą chwilę z szeroko otwartymi oczami, nie odzywając się ani słowem. W końcu skinęła delikatnie głową po czym rzuciła mi się na szyję.
- Taak, tak, Harry, tak! - krzyczała, kiedy odzyskała mowę.
Zaczęła obsypywać mnie mnóstwem buziaków na co zareagowałem głośnym śmiechem. Kiedy odrobinę się uspokoiła, spojrzała mi głęboko w oczy i pocałowała stanowczo w usta. Nie mogłem w to uwierzyć. Ja, Harry Styles zostałem usidlony. Co najlepsze - byłem z tego faktu jak najbardziej zadowolony. Muszę stwierdzić, że to zdecydowanie był najdziwniejszy dzień mojego życia.
**
Wszedłem do swojego pokoju hotelowego i odetchnąłem z ulgą. Już zaczynałem powoli zapominać jak wyglądał. Położyłem swoją torbę obok szafy i podszedłem do okna. Uchyliłem je nieco, by do środka wpłynęło trochę świeżego powietrza. Usadowiłem się wygodnie na łóżku, głaszcząc dłonią materiał kołdry. Zdecydowanie był przyjemniejszy w dotyku niż ten, pod którym spałem w Stokesay. Westchnąłem, rozglądając się po pokoju. Niby się cieszyłem, że jestem już w Londynie, ale... Kurwa, no nie... Styles... Czy Ty właśnie zacząłeś... tęsknić? Za tą wiochą? Serio? Cóż, wobec niektórych uczuć człowiek nie może być obojętny, a tym bardziej nie może przed nimi uciekać. Wyłożyłem się na łóżku, przymykając powieki. Podróż była bardzo męcząca. Zajęła nam o wiele więcej czasu, niż wtedy, gdy wyjeżdżaliśmy z Londynu. Jedyne czego teraz pragnąłem to sen, ale chyba nie był mi dany. Przez moje myśli ciągle przewijała się Meggy. Styles... I co Ty najlepszego narobiłeś? Hmmm... Nic. Po prostu wpadłem po uszy.
**
Zayn:
Zebraliśmy się wszyscy w holu hotelu, czekając na Paul'a. W końcu jakieś spotkanie powitalne musiało być, nie? Kiedy tylko przyszedł, spojrzał na mnie i Liam'a z niesmakiem. Ahm... Czyli już wszystkiego się dowiedział. Popatrzyłem na Liam'a, który rwał ulotkę na małe kawałeczki. Był zdenerwowany. Nie wiedzieć czemu, sam zacząłem się denerwować.
- Dobrze się spisaliście. Wiedziałem, że mój plan się powiedzie. Jestem z was zadowolony. - albo się myliłem, albo i nie, ale przez chwilę ujrzałem jak się uśmiecha. Zamrugałem oczami jakby to miało mi coś dać. - W ramach rekompensaty zapraszam was na... A nich stracę. Zapraszam was na jakieś dobre piwo. - o tak, teraz na pewno nie miałem zwidów. On naprawdę się uśmiechał!
Wszyscy zaczęli szeroko się uśmiechać i gdereać o tym, że mają ochotę upić się do nie przytomności.
- Nie musicie się martwic o żadne fanki i paparazzi. Wrzuciłem do sieci błędną informację o tym gdzie pojawicie się dzisiejszego wieczoru. Aa, i nie musicie mi dziękować. - rzucił, opuszczając lobby.
Czy to był ten sam Paul? Jakoś tak złagodniał przez ten czas. Nie zastanawiając się więcej nad tym, podniosłem się z siedzenia i ruszyłem z chłopakami na górę. Będąc już na piętrze, poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem za sobą Paul'a. Hmm, czułem, że to nie koniec atrakcji na dzisiaj. Lustrował mnie swoim wzrokiem od stóp do głów, milcząc. W końcu przybliżył się do mnie. Przełknąłem głośno ślinę. Ewidentnie coś mi tu nie grało.
- Nie chciałem nic mówić przy chłopakach. - powiedział szeptem. - Wiem o Tobie i Liam'ie. Wiesz, że ja nie mam nic przeciwko waszemu związkowi, ale... Lepiej będzie dla was jeżeli będziecie to ukrywać. Wiem, że zależy wam na fanach i chyba nie chcielibyście ich stracić przez taką głupotę, jak ujawnianie się.
Zmarszczyłem brwi. Kompletnie nie docierało do mnie to, że mógł mówić takie rzeczy. Jak mógł powiedzieć, że to co łączy mnie i Liam'a jest jakąś "głupotą"? Jak mógł sugerować, że nasi fani nie mają... krzty zrozumienia? Momentalnie się zdenerwowałem. Zacisnąłem dłonie w pięści. Już miałem mu coś powiedzieć, kiedy zrozumiałem, że to nie ma najmniejszego sensu. Paul miał już wypracowane zdanie na ten temat. Zaciągnąłem się powietrzem, uspakajając się przy tym. Nie odzywając się do niego ani słowem, wszedłem do swojego pokoju, mocno zatrzaskując drzwi. Chociaż w taki sposób mogłem mu pokazać jak bardzo zdenerwowały mnie jego słowa.
**
Louis:
Bardzo cieszyłem się na ten wypad. Dawno nie mieliśmy z chłopakami takiej chwili wytchnienia od wszystkiego. A wiadome było nie od dziś, że alkohol był świetną opcją, by choćby na chwilę wyzbyć się patrzenia na świat przez pryzmat problemów. Przemierzaliśmy londyńskie ulice, nad którymi zawisły czarne chmury. Mimo, że była godzina 19:00, byłem w stanie dokładnie to dostrzec. Weszliśmy do jakiegoś baru, którego szyld, migając głosił nazwę "Lose". W środku aż kłębiło się od dymu papierosowego. Prawdziwy raj dla palaczy. Przebiłem się z chłopakami przez niewielki tłum ludzi, by móc w końcu zasiąść przy barze. Zamówiliśmy sobie po wielkim kuflu piwa. Kiedy dostałem już swoje, momentalnie zatopiłem w nim usta i upiłem dość dużego łyka.
Nie mam pojęcia ile czasu tam spędziliśmy, ale Paul dotrzymał obietnicy; przez cały wieczór mieliśmy spokój od rozwrzeszczanych fanek. Na zewnątrz było już okropnie ciemno. Jedynie latarnie rzucały na ulice słabe światło, nijako rozświetlając nam drogę powrotną do hotelu. Po chwili okropnie się rozpadało. Zakląłem pod nosem. Przyspieszyliśmy odrobinę kroku. Nie znosiłem deszczu, zwłaszcza teraz kiedy moja idealnie ułożona fryzura pod jego wpływem ulegała zniszczeniu. Szedłem patrząc pod nogi, nie pozwalając, by jakiekolwiek krople spadały na moją twarz. Nagle poczułem jak ktoś bardzo mocno szturchnął moje ramię.
- Heej! - zawołałem oburzony.
- Przepraszam, nie chciałam... - usłyszałem niezwykle aksamitny głos. Głos, który już znałem.
- Przepraszam, nie chciałam... - usłyszałem niezwykle aksamitny głos. Głos, który już znałem.
Odwróciłem głowę i ujrzałem za sobą...
- Caroline... - wyszeptałem i poczułem jak w chwili wypowiadania jej imienia moje serce znacznie przyspieszyło...
Super, super! Jak zwykle z resztą :)
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie co teraz Caroline namiesza...
Pozostaje mi tylko czekać do następnego :)
Nie podoba mi się to, oj jak mi się to nie podoba. Nie, że rozdział, broń Boże.! Rozdział jak zwykle świetny. Lou zaskoczył mnie tym przyspieszonym biciem serca, Zayn swoim zachowaniem. Tak, ja wiem, że kocha Liama, ale naprawdę pozytywnie odebrałam jego irytację względem nazwania ich związku "głupotą". Zależy mu :)
OdpowiedzUsuńAle jednak Harry... Jak ja nie lubię czytać, gdy on się w kimś zakochuje.! Już wolę takiego tchórza niż sentymentalnego, zakochanego chłopaka, który zachwyca się... swoją... dziewczyną. Ale trudno... Uwielbiam Twoje opowiadanie i fragmenty z Harrym, które jednak omijam tego nie zmienią. Masz cudowny styl pisania, którym przenosisz mnie do stworzonej przez siebie rzeczywistości i mogę Ci jedynie za to podziękować.
Buziaki ;*
PS: Nowy rozdział na Piekarni :)
http://boy-from-bakery.blogspot.com/
Jego serce nie mogło przyspieszyć :( nie przy niej :( dlaczego mi to robisz?:< No a tej Meg nie lubię :( może dlatego że jestem oddanym Larry Shipperem, nie lubię ogólnie związków hetero (chociaż jestem hetero wtf), i nie lubię dziewczyn w opowiadaniach szczególnie że Harry jak nie do Lou to do mnie pasuje >D. Ale zakochałam się w tym opowiadaniu, przez sam styl pisania, przez samą fabułę, no i ogółem. Więc, czekam na nn, informuj mnie jakbyś mogła, no i dziękuję za nominację (: lotsoflovexx
OdpowiedzUsuńloving-him-was-red
aaaaaaa :) swietne, super, odlotowe ;d czekam na nn i prosze dodaj szybko. zapraszam cie do siebie na nowy rozdzial, prosze wejdz, blagam http://ifindyourlips.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń